Hej oto jestem z kolejnym rozdziałem! Mam nadzieję, że się wam spodoba! Liczę na komentarze! Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba pozostawi po sobie ślad (?) :* Ustalmy, że jak będą 1-5 kom, to wezmę się za pisanie kolejnego rozdziału. Im więcej będzie komentarzy, tym szybciej dodawać będę rozdziały! ;D No mam nadzieję, że ktoś to przeczytał. Miłego czytania rodziału! Byee ;33
Obudziłem się. Usłyszałem jakieś dziwne pikanie. Otworzyłem oczy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to rażąca biel. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym właśnie byłem. Zdecydowanie nie był to mój pokój, bo zamiast ciemnych barw wszędzie, gdzie bym nie spojrzał była biel. Szpitalna biel. Kiedy tylko dotarło do mnie, że jestem w szpitalu, oprzytomiałem. Zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu. Czułem, że ktoś ściska moją dłoń. W tej chwili marzyłem by była to Barbara. Bałem się spojrzeć w tę stronę. Ale ciekawość wzięła górę. Zauważyłem spod zmrużonych oczu kobiecą dłoń. Okazało się, że osoba, która przy mnie siedziała była moją nową mamą… nie lubię mówić do niej po imieniu. W ogóle nie lubię z nią rozmawiać i rzadko to robię. Tylko wtedy kiedy już muszę.
-Niall.-odezwała się ta, o której wspomniałem. Jej oczy zabłysły. Pojawiły się w nich iskierki radości. I nagle przytłoczyła mnie myśl. Ja przecież chciałem umrzeć. I teraz jestem tak blisko zrealizowania tego. Ale starałem się być silny. Pozbyłem się nnegatywnego myślenia. No może nie do końca. Ale… teraz jestem blisko i zastanawiam się nad tym czy nadal tego chcę.
-Słyszysz?-spytała ściskając moją dłoń.
-Ta.-powiedziałem bardzo ochrypłym głosem. Aż nie poznałem, że to mój. Cóż… musiałem leżeć tu dłużej niż godzinę. Po chwili wstała i wyszła z pomieszczenia. Zaraz zaczną się pytania: co ci się stało? Jak się czujesz? Kto to zrobił i tak dalej. Ja chcę mieć to wszystko za sobą. Nie podoba mi się ta cała atmosfera.
-Dzień dobry.-do pomieszczenoa wszedł mężczyzna w białym fartuchu. Wlepiłem wzrok w sufit. Nie chciałem z nim rozmawiać.-Jak się czujesz?-dodał po paru chwilach.
-Niall.-skarciła mnie moja opiekunka. Taa. Opiekunka… która zauważyła, że ignoruję doktora Tomlinsona. Skądś kojarzyło mi się to nazwisko. Skupiłem się na tym. Ach tak! Chodzę z Louis'em Tomlinson'em do klasy! Miał się z nami wczoraj spotkać, ale z tego co wiem, coś mu wypadło. I dobrze. Nie poznałem go za bardzo i nie polubiłem.
-Panie Horanie czy może się pan w końcu odezwać?-spytał doktor. Z jego miny mogłem wyczytać, że jest lekko zirytowany. Ja wkurzałem się z każdą chwilą gdy on stał tam i nie widać było żeby zbierał się do wyjścia.
-Zajebiście kurwa!-uniosłem się. I od razu pożałowałem, bo okropnie mocno zabolał mnie brzuch. Tomlinson powiedział żeby pielęgniarka dała mi leki przeciwbólowe. Wieczorem, kiedy mojej mamy już nie było i właściwie, to byłem sam ze swoimi myślami zapytałem lekarza, o to co mi jest i jak tu trafiłem.
-Doktorze co mi jest? Jak ja tu w ogóle się dostałem?-powiedziałem o wiele ciszej niż przy pierwszej rozmowie z nim.
-Zostałeś napadnięty. Ktoś skaleczył cię ostrym narzędziem w brzuch. Znalazła cię jakaś staruszka. Radzę ci więcej nie szlajać się samemu po tak niebezpiecznych zaułkach.-zakończył. Nic nie odpowiedziałem. Nie czułem takiej potrzeby. No chyba, że on mnie o coś spyta, ale to już zależy, o co. Ale nie mogę taki być… Pan Tomlinson nie jest temu winny, on chce mi pomóc.
-A jak się teraz czujesz?-zapytał patrząc na kartę, która wisi na moim łóżku.
-Lepiej niż po obudzeniu.-usłyszałem skrzypienie drzwi. Spojrzałem w ich stronę i zauważyłem kogoś, kogo wcale się nie spodziewałem. On mnie chyba też się nie spodziewał. Jego mina wyrażala wielkie zdziwienie.
-Niall?-Louis od razu podszedł do mojego łóżka.
-To wy się znacie?-zapytał zdziwiony ojciec Louis'a.
-Tak, chodzimy razem do klasy. Zakumplowaliśmy się.-uśmiechnął się lekko do mnie.-Co się stało?
-Ehh…-zacząłem.-Ktoś mnie napadł.-powiedziałem wkurzony.-Gdybym tylko wiedział kto to, zabiłbym go. Udusił gołymi rękoma!-uniosłem się.
-Spokojnie.-powiedział Louis.-A w ogóle pamiętasz coś z tego zdarzenia?-poczułem się jakbym był przesłuchiwany na policji.
-Nie.-pokręciłem głową.-Chociaż…-próbowałem sobie przypomnieć obojętnie co, ale żeby to doprowadziło mnie do tej czy tych osób.-Chyba miał zieloną kurtkę.-nagle przypomniałem sobie.
Obudziłem się. Usłyszałem jakieś dziwne pikanie. Otworzyłem oczy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to rażąca biel. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym właśnie byłem. Zdecydowanie nie był to mój pokój, bo zamiast ciemnych barw wszędzie, gdzie bym nie spojrzał była biel. Szpitalna biel. Kiedy tylko dotarło do mnie, że jestem w szpitalu, oprzytomiałem. Zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu. Czułem, że ktoś ściska moją dłoń. W tej chwili marzyłem by była to Barbara. Bałem się spojrzeć w tę stronę. Ale ciekawość wzięła górę. Zauważyłem spod zmrużonych oczu kobiecą dłoń. Okazało się, że osoba, która przy mnie siedziała była moją nową mamą… nie lubię mówić do niej po imieniu. W ogóle nie lubię z nią rozmawiać i rzadko to robię. Tylko wtedy kiedy już muszę.
-Niall.-odezwała się ta, o której wspomniałem. Jej oczy zabłysły. Pojawiły się w nich iskierki radości. I nagle przytłoczyła mnie myśl. Ja przecież chciałem umrzeć. I teraz jestem tak blisko zrealizowania tego. Ale starałem się być silny. Pozbyłem się nnegatywnego myślenia. No może nie do końca. Ale… teraz jestem blisko i zastanawiam się nad tym czy nadal tego chcę.
-Słyszysz?-spytała ściskając moją dłoń.
-Ta.-powiedziałem bardzo ochrypłym głosem. Aż nie poznałem, że to mój. Cóż… musiałem leżeć tu dłużej niż godzinę. Po chwili wstała i wyszła z pomieszczenia. Zaraz zaczną się pytania: co ci się stało? Jak się czujesz? Kto to zrobił i tak dalej. Ja chcę mieć to wszystko za sobą. Nie podoba mi się ta cała atmosfera.
-Dzień dobry.-do pomieszczenoa wszedł mężczyzna w białym fartuchu. Wlepiłem wzrok w sufit. Nie chciałem z nim rozmawiać.-Jak się czujesz?-dodał po paru chwilach.
-Niall.-skarciła mnie moja opiekunka. Taa. Opiekunka… która zauważyła, że ignoruję doktora Tomlinsona. Skądś kojarzyło mi się to nazwisko. Skupiłem się na tym. Ach tak! Chodzę z Louis'em Tomlinson'em do klasy! Miał się z nami wczoraj spotkać, ale z tego co wiem, coś mu wypadło. I dobrze. Nie poznałem go za bardzo i nie polubiłem.
-Panie Horanie czy może się pan w końcu odezwać?-spytał doktor. Z jego miny mogłem wyczytać, że jest lekko zirytowany. Ja wkurzałem się z każdą chwilą gdy on stał tam i nie widać było żeby zbierał się do wyjścia.
-Zajebiście kurwa!-uniosłem się. I od razu pożałowałem, bo okropnie mocno zabolał mnie brzuch. Tomlinson powiedział żeby pielęgniarka dała mi leki przeciwbólowe. Wieczorem, kiedy mojej mamy już nie było i właściwie, to byłem sam ze swoimi myślami zapytałem lekarza, o to co mi jest i jak tu trafiłem.
-Doktorze co mi jest? Jak ja tu w ogóle się dostałem?-powiedziałem o wiele ciszej niż przy pierwszej rozmowie z nim.
-Zostałeś napadnięty. Ktoś skaleczył cię ostrym narzędziem w brzuch. Znalazła cię jakaś staruszka. Radzę ci więcej nie szlajać się samemu po tak niebezpiecznych zaułkach.-zakończył. Nic nie odpowiedziałem. Nie czułem takiej potrzeby. No chyba, że on mnie o coś spyta, ale to już zależy, o co. Ale nie mogę taki być… Pan Tomlinson nie jest temu winny, on chce mi pomóc.
-A jak się teraz czujesz?-zapytał patrząc na kartę, która wisi na moim łóżku.
-Lepiej niż po obudzeniu.-usłyszałem skrzypienie drzwi. Spojrzałem w ich stronę i zauważyłem kogoś, kogo wcale się nie spodziewałem. On mnie chyba też się nie spodziewał. Jego mina wyrażala wielkie zdziwienie.
-Niall?-Louis od razu podszedł do mojego łóżka.
-To wy się znacie?-zapytał zdziwiony ojciec Louis'a.
-Tak, chodzimy razem do klasy. Zakumplowaliśmy się.-uśmiechnął się lekko do mnie.-Co się stało?
-Ehh…-zacząłem.-Ktoś mnie napadł.-powiedziałem wkurzony.-Gdybym tylko wiedział kto to, zabiłbym go. Udusił gołymi rękoma!-uniosłem się.
-Spokojnie.-powiedział Louis.-A w ogóle pamiętasz coś z tego zdarzenia?-poczułem się jakbym był przesłuchiwany na policji.
-Nie.-pokręciłem głową.-Chociaż…-próbowałem sobie przypomnieć obojętnie co, ale żeby to doprowadziło mnie do tej czy tych osób.-Chyba miał zieloną kurtkę.-nagle przypomniałem sobie.